Ostatnie trzy tygodnie to dla mnie pasmo niekończącej sie udręki, zawodów i rozczarowań, a słowo PRZEPRASZAM gościło na moich ustach częściej niz prze zstatnie 4 lata prowadzenia firmy. Ilość fuck -upów przerosła wszelkie możliwe wyobrażenia. I to nie za sprawą wszechobecnie kąszącej pandemii, a zmian, które zdecydowałam się wprowadzić w funkcjonowaniu firmy.
Ostatni czas boleśnie uświadomił mi, że każdego dnia wykonuję ok. 8 etatów i dłużej tak żyć nie jestem w stanie (logistyka dostaw, sprzedawca, marketingowiec, specjalista social mediów, planowanie produkcji w szwalni, krojcza, obsługa klienta i copywriter). Codziennie muszę skupiać się na zadaniach, których wykonywanie ani nie sprawia mi przyjemności, ani nie jest moją mocną stroną. Zdecydowałam, że już nic “NIE MUSZĘ” i postanowiłam wprowadzić w swojej firmie procedury oraz oddelegować część zadań. I to właśnie stało się ogniskiem wszelkich kłopotów. Chaos, który wtedy nastał był totalnym horrorem, do tego stopnia, że uciekałam ze szwalni i wypłakiwałam się w samochodzie, bo…. jestem tylko człowiekiem, a ilość obowiązków po prostu mnie przerosła.
Dziś już wszystko mam pod kontrolą, dlatego mogę z większym spokojem spojrzeć na całą sytuację i sprawdzać jak wdrożone zmiany owocują w firmie.
ALE, ALE.. nie pisze tego tekstu by się usprawiedliwić, wytłumaczyć.. absolutnie nie. Pisze go z myślą o tych osobach, które obawiają się wprowadzania zmian, gdyż zaburzy im to funkcjonowanie dotychczasowego porządku. Bo tak będzie na pewno ! I taki stan rzeczy po prostu trzeba zaakceptować 🙂 A przede wszystkim nie trzeba bać się wprowadzania zmian, bo tylko one gwarantują nam rozwój i zmianę sytuacji na lepsze.